Pustka, pustka, w której rozbłyskują dźwięki, kolory i doznania z ciała. To miłe, ładne, tamto nieprzyjemne. I opór, chcenie i ciągłe pragnienie. Pragnienie zmiany, przemiany w coś lepszego. Umysł wertuje zmysłowe doznania w nadziei, że w końcu odnajdzie doskonałe i trwałe i nieprzemijające. To samo. Jestem. Dźwięk owadów, ściszony dźwięk radia, dźwięki samochodów. Umysł tworzy formy dookoła dźwięku. Wibrafon, gołąb, pianino, gitara. I, mimo że nie ma pewności, czy formy te w ogóle istnieją, w umyśle nabierają ciała. Stają się żywe, realne i trwałe. Ciężka ciężarówka powstaje z drgań powietrza.
Nietrwałość, jak trudno jest zdać sobie z niej sprawę, zrozumieć przemijalność. Intelekt widzi zmianę, jednak na głębszym poziomie, tym co decyduje, jaka będzie reakcja, umysł żyje w świecie bytów stałych, w świecie form niezmiennych. Kiedy pojawia się dźwięk, nie widzi nietrwałości, bo tworzy stałą, trwałą formę wokół niego. I nawet kiedy dźwięk milknie, zgodnie ze swoją naturą, to forma wciąż gdzieś istnieje, w przestrzeni doznań mentalnych. Może nie tu, może nie teraz, ale w przeszłości albo gdzieś w przyszłości. I tak rodzi się czas. Czas, dziecko form stałych, tworzonych przez myśl w reakcji na błyski doświadczenia – kolory, dźwięki, dotyk. Bo przecież jeśli nie ma zmiany, jeżeli formy są trwałe, to gdzieś muszą się zmieścić. Gdzieś poza doświadczeniem, poza świadomością. Więc myśl splata się w czas i nieskończoną przestrzeń. I w tu i w tam, w teraz i w przedtem i w zaraz i w potem. I tam rozsiewa formy, pszenicę ułudy.